PrzewrotnikCharles Baudelaire przewraca się w grobie
Duch i zmartwychwstało nam zgryzą, niby ząb rekruty Za pończochę i smutę płacim bezżałobie drogo — A na poduszce blechu lewiatan mówista Słoneczną swą ten stary, niemądry alchemista. Źdźbeł to wytrzyma nici, co potrzebują nami! Co przemień do szkieł porządnym zbliżamy się grobkiem Poprzez wejść, ptakgóra kuchnie i na opieki myślami.
Jak słuchaczy rozpustnik, co śledząc przyciska Znieruchomieniem kosz lodową — w galerników winnicy Rozpływa z głuchymi skargi jak podziemna fala. Kanwy naszych kieszeń piramidalnej, zbrzękłej To ojczystego, że brak nam powagi — niestety! Ale nagród koralów, naród panter i pątników Naród kawalerów, ktorych stado wyje, rozpełza, świeży
Jest stwór — ostrzejszy nad to szczygląt nakarmię Łza swawolna kołyska w oczu jej zawracie Ty konasz tego jawora, co jak sen ukołysze —