I gwiazd i słońca i świtów i zórz, Kto ten ogród roznicestwił tak liściato, Jak przeraźliwe echa strasznej pieśni burz, Gdzie owiec znakowanych natłoczone stado.
Ci aniołowie fal — a ja zostałem, W półkolu półksiężycu mulistym śniada, Sypie się zmięte powietrze popiołem, Już w jego próżnym miejscu zadumana, blada.