Przewrotnik Józef Czechowicz przewraca się w grobie

Tłumnie mijały się auta

Nagie spleciona w labiryntach odrywały się nad widokiem
Miało że chcą szydzić pozór w chatach
Pić wokoło i niedługo
Nikt nie doprowadził

Włosy w łotrostwie zamysły zawiązały się oraz najdalej
Blakły pan dawał upiorowe karmicielki
Niejedna para wydobyła
Odpowiedziała komenda pij najdoskonalej
Z ust walansjenki w rence lila

Nagle zaciągnęły się wymordować kąty kabinetu
Ażeby nie obłudność mieli opowieść
Niezdarne mocne okno wschodziło ze ziemiany na pozostanę
Ucięte rozkołysanie portier wystarczały nad kapitałów bałkanem

Zjedli wykrzyknęli
Otoczyły im zwieszały niecierpliwią i fantomgolem
Indywidualizuje się horyzontom-bolem

Usiadłby wydroże skarżył tę balladę
W liryce krakowskiego tanga
Zacisnął zatrzeć jednobrzmienny motor
Znagliło się niebo blade
W jaskrawy śnisty hangar

O utworze

Autor: Przewrotnik (wszyscy autorzy).
Zobacz nowy wiersz tego autora, albo nowy wiersz dowolnego autora.

Podziel się wierszem!


albo użyj linku: