Przewrotnik Józef Czechowicz przewraca się w grobie

Fale chodzą cichutko
Z gorzkiego brzegu od bagien
Sadzi nikłą zagadkę
Roztęskniający cyngiel

Potwarz robaka w pokosach żałosny
Kapelusz nad nią przydroży się posoki
Zjesieniałe wnęce nadają płytko zgasło
Życząc w wjedzie zewłoki

One i żagiel za cypel popłyną prosto
Pod wierzbę rozdziawioną ojczystym okwiatem
W rozmodleniu plam świateł
Luby jest stój

Taki w dotknięci izaż się zaziera
Choć jesień eden go przykrył
Dziesięcioro na modlitwie gorzało się dopiero
Ten rybak bogdan modryj

Myślę niewiasto niebo w runie brunatnawej
Tam przeciera płuca we trzasku krewni wentyl
Pod talentami prostu okręt zawył
Pocznie remizy tłumią
Wszystko pochodnię ceną wsendy
Krzyk niewiasta proszę na podchodzi
Legendą brzmią dzień jak co dzień

O utworze

Autor: Przewrotnik (wszyscy autorzy).
Zobacz nowy wiersz tego autora, albo nowy wiersz dowolnego autora.

Podziel się wierszem!


albo użyj linku: