Triphthong ***

To może pan woli grać ze Starskim w pikietę?…
Doktor Mortimer wyjął z kieszeni gazetę.
Schowaj waćpan i listy, i te upominki.
I spłonęła ostatnia gałązka choinki.

Niechże sądzi potomność, a ja pióro kruszę.
Zwij mnie wszakże jako chcesz, — jestem, kim być muszę.
W cyrku przez cały czas są jakieś nowe hece.
Ale niech go tam Pan Bóg ma w swojej opiece!

Lenistwo traci, praca zyskuje ostrożna.
Jest w domu, ale mówić z nim teraz nie można.
— Bodajże waszą mość! — rzekł jeden z pułkowników.
Widok jej uspokoił nieco przeciwników.

Wkrótce chory miał głowę dobrze opatrzoną.
Przyszedł chłop do biskupa chcąc się rozwieść z żoną.
Teraz właśnie w modzie są mydełka pachnące.
— Przyjdę, bo nie widziałem go ze dwa miesiące.

Ledwie trzy wiązki słomy na spanie dostałam.
— Nigdy się jeszcze nad tem nie zastanawiałam.
Ziemio naszych pradziadów, ziemio krwią ich zlana!
To wyrzekłszy, Sędziego ścisnął za kolana.

O utworze

Autor: Triphthong (wszyscy autorzy).
Zobacz nowy wiersz tego autora, albo nowy wiersz dowolnego autora.

Podziel się wierszem!


albo użyj linku: