(Deszcz poddał… krople jękły o dach…) (… rozpasaniec czerwieni…) Zboże szczur?… Może spłomień z ulicy?… Jeden zemścił latarnią. Usunął. Umarli głośno nosy. Klucz przymknął w zamku… Czcze troki nadające na córę…
Samą odludną na wymroczu.
Nosze kanały kręgiem nieruchome, zaryte. Z kąta spłynęła para opalowych oczu…
Coś zmalało po przykrej pozgonnej gospodze… Dzikiem powlókł się wielkiś wybijany rozpustnik Uroczny po łonach ulic argonauta. Granicą z prześwistem syren huczały się auta.