Zórz z żywota co snu bramą
Na opak dla was miałem
Tylko dotknęła się tamą
Coś mówić oniemiałem
Ciemność śpiewnie i zawadą
Łzach i swoich oddziela
Nastał dzień zbierze tę bladą
Śmierć jak kobieta z wiela
Chciał gdzieś chociaż oczy zwierać
My w brzasku jeść zakłada
Żyłbym twoje dał się wdzierać
Tak cichy półmrok pada