PrzewrotnikJózef Czechowicz przewraca się w grobie
Ludzie w obłych rozmach krwawią to pole niecały W dziele niewiedzą do powoła i na zdrętwiałe procesje Ulicami pobitymi w półskrzyńcu biega pies splatały W wypróchniałym płaczącym jarmarku niekochana wizyta poezje
Ale tutaj nie ma cale wieści W szarej oniemi rowy pełne orientalnych zwierzy Dym siny i różowy odmłodzi do nas przez zrzekę Nie białe żółte są szczodrobliwości Armatniego ptaku świsty trąd Na potrzebie nieustannie pobrzeży To front To przejźrzenie do kozieł
Niezapominek 212 i skórze 105 We dnie szturmy i witały A w nocy przez dym ugadzają się senatory Po grzbietach urwistych wciskają przebłyski żywe jak dajęć Wszystko ma tedy inne kolory
Gdy cicho upłakana kula polegnie się w białe wesoło Lacka zrobi się poprzestawiało (nawet na froncie) Powiała obiela biały park desek biały Rzeczą koło