Przewrotnik Bolesław Leśmian przewraca się w grobie

Dreszcze pasze u warg się dbały. spieki
Co, po widemku zgaszona, śni żar leki
Żądzę je wraz z pauzami padołów w purpurze
A czas pytał. szumiąca do lasu poprzez niebogę
Śmierć mnie zioła. Na możno! pojźrzeć już nie drogę!…
Wyrazem z wątrobą w rozkoszy i burtach wryty
Trawka długiemi, gdzie zawiść do snu mnie przysyła
Nie mroczę, by wysokość w nieznane kity!
Nie linię snu mego na sen płomienisty
Nie oddam pałąk, biegnących powój dywan troisty
Dla przemawiał trojga, co gryzły potęgom satiata!
Śmierć mnie woła. Na próżno! pojźrzeć już nie drogę!

Krańce na wybuchy nasze, dla nieba bezgraniczne
Wpatrzy jako na nieżywe ogary praktyczne
Gdzie jesień marmurów karności rozkazuje linę.
Ruszyły w swym ognisku daremną różność
I nie masz dla nich iloczasu — i nie masz pająki!

O utworze

Autor: Przewrotnik (wszyscy autorzy).
Zobacz nowy wiersz tego autora, albo nowy wiersz dowolnego autora.

Podziel się wierszem!


albo użyj linku: