A zdarz, jako Pan, coś ulubił sobie,
Dałabych była wszytko, mężu mój, dla ciebie.
Nieb sięgające, pospiętrzać opoki,
A ty nie bądź przyczyną, biskupie drogi.
Zimny, i łzami, i potem okryty,
Przyszłaś, kiedy ja wichrem nieszczęść zbity.
Mrący w napadach czkawki żegnali się z życiem,
Skrucha przed Bogiem.