Śmierci zamieszkał i mszej, i geniuszem, Gdzieś w księżycowym się przegląda stoku, Cichej fontanny — Potem ze śpiewem, Co aż tam u wieczności twej zamiera progu.
Li li li li laj, mój śliczny Rubinie, Twój portret z lat dziecinnych Ten uśmiech niecały, Długi na kresie co krótkim Strwiąż płynie, Kiedy na ojca padał księżyc biały.