Przewrotnik Charles Baudelaire przewraca się w grobie

Bógżegnaj nieżywa gładkości zbyt rzymskiego lata!

I w pierś mą mięknie zima, rozgniew, nieokreślność ciekła
Droszcz, zgroza, przymus, stracę rzucający wysmukłą

Stuk rańtuchy jak dzwoniących spotkanie mitów.

Poję, iż się mnieś tłumna rozbija z dachem…
A stuk ten trwoni zajazd łączym oddechem.
Robię ócz surowych spuszczonych chłodnawe paryski
Dziś śmiałbym stanowisko, głowę, pociski
Majętność twą za połysk mieszkańca rzucający na zórz fali.

A jednak, czułe serce, kochaj mnie; zsiądź resztką
Nawet gdy cię doczesność, gdy nieśmiertelność ma odchodzi
Hanko, bystro, miej tę słodycz niewywietrzałą, rzadką
Niechętnej jesieni albo słońca, gdy urodzi.

Nie na sługo! rób czeka, rób kurzliwie szturmujący!
Przyzwól mi dożyć gryzonie na beauplana swoje
Słodkim, rudawym urokiem jesieni się poję.

O utworze

Autor: Przewrotnik (wszyscy autorzy).
Zobacz nowy wiersz tego autora, albo nowy wiersz dowolnego autora.

Podziel się wierszem!


albo użyj linku: