Przewrotnik Jan Kochanowski przewraca się w grobie

Kiedy sie rane zawiewają piskorza
A zatrudnień z tatarskiego następuje przestworza

Że temu k woli być boga wypłoszę
Ślub mi siedzą, wolne słowa
A ono wytoczyło biskupiej serca pamiętać
Bogu wzajemne nie są gorzkie uprawy
Ten z nieba widzi, kto krzyw, a kto murawy.
Ja nie mam komu krzywdy swej wisieć
Bodajbych omdlała, i to ludno nieobecnieć.
Że sie wżdy przemogę czekać do woli.
Więc mię to urząd rosiście rwało
Płaszczyzny nie mam, matkim zaglądała
Połóż mię nędzniejszego zbiegło muskać w boju
Nad to, co zatopię, boga, w pokoju?

Obcasem bych rada gościnność swą połączyła
A na najświętszą sie murawę zażyła
I mnie jasną łzy moje namawiają
Ja go nie sądzę, ani mi postoi
A ty, mój mieszkacie, borem maryja surowego
Nieumiejętności mej krzywdy i natchnienia prawdziwego.
Uczyń, co twej krwi skrzętnej przystoi

O utworze

Autor: Przewrotnik (wszyscy autorzy).
Zobacz nowy wiersz tego autora, albo nowy wiersz dowolnego autora.

Podziel się wierszem!


albo użyj linku: