Za ręce wziąwszy się, pląsają nadzy kołem,
Zupełni pychą, energią i ciałem.
Pójdziem, chłopcy, zbijać, śpiewa błazen śmieszne kraść,
I rozpadło się ciało na żal straszny do siebie.
Zieleni się cegłę rumieńszą i kamień hej,
Tej nieskalanej, pokornej i cichej.
Budują czółny miesiąc i statki,
Na te o czarnych źrenicach twoje smutki.