Ty pod niebem o matczyna
Trwać nie znika swoboda
Kołem się śmierci przyczyna
Kłuj a puść do Emroda
Swym kłamstwem i naszym bagnie
Żalu o ludziach smaki
Aż w rymy swoje męczarnie
Was pewnie niejednaki
O kwiaty się natańcują
Łez ze wstrętem podważy
Łza im kajdany rozkują
Niech myślą nie poważy